Wczoraj oddaliśmy się po raz drugi szaleństwu piernikowemu. Tydzień temu była pierwsza tura :) Rodzinna praca jest wspaniała - wspólne spędzanie czasu i szybkie ukończenie dzieła.
Tata wałkował ciasto , Jurek wykrawał i wyciskał (z naciskiem na drugie:) pierniki. Ja pomagałam Jurkowi i czuwałam nad wypiekiem. A Maks po drzemce przyglądał się nam radośnie. Konsumowali wszyscy - oprócz oczywiście Maksa.
Nasze dzieło -przed wypiekiem
Jurek podczas pracy
Prace wre
Pierniki są zrobione według 2 przepisów.
Pierwszy przepis (ten sam co w zeszłym roku ) można znaleźć tu
- 55 dag mąki (+ więcej do podsypywania)
- 30 dag miodu (z miodem sztucznym pierniczki szybciej będą miękkie, niż z prawdziwym)
- 10 dag cukru pudru
- 12 dag masła
- 1 jajko
- 2 łyżeczki sody oczyszczonej
- przyprawa do piernika - około 60 g (można dać mniej)
- kakao (opcjonalnie, tym razem dałam 2 łyżeczki)
Miód podgrzać (wg autorki przepisu) i wymieszać z pozostałymi składnikami, wyrobić, aż ciasto będzie jednolite w przekroju (ja miodu nie podgrzewałam, rozpuściłam za to masło = świetnie się wałkowało). Wałkować podsypując mąką (ja na grubość około 2-3 mm, ale można grubsze - grubsze są bardziej miękkie po upieczeniu). Wykrawać pierniczki.
Jeśli chcemy pierniczki z otworkiem do przewlekania, otworek robimy przed pieczeniem (słomką, lub lepszy - pomysł - wykałaczką, kręcąc nią).
Jeśli chcemy witrażyki, również przed upieczeniem, w dużym pierniczku wykrawamy mniejszy otworek, nasypujemy do niego pokrusznych landrynek (z górką) i pieczemy na papierze do pieczenia, ściągając po ostygnięciu.
Jeśli chcemy pierniczki dekoracyjne - smarujemy przed pieczeniem powierzchnię pierniczka roztrzepanym jajkiem, naklejamy cukrowe perełki, orzechy itp.
Piec około 8 - 10 minut (piekłam 7 minut) w temperaturze 180ºC, jeśli z witrażykami 11 - 12 minut w temperaturze 150º.
Lukrujemy lub polewamy czekoladą po upieczeniu.
Pierniczki po upieczeniu są twarde, później zmiękną (należy je przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku). Bardzo długo i dobrze się przechowują (nawet kilka miesięcy). Można upiec je kilka tygodni przed świętami, lukrowanie zostawiając na później.
Drugi przepis od koleżanki z pracy
"Pierniczki cioci Stasi"
Składniki na około 17 blach
1kg cukru (przepalić i zalać 2 szklankami ciepłej wody)
0,5kg margaryny
2kg mąki
4 łyżki kawy
4 łyżki kakao
5 paczek korzeni po 20 g
6 jaj
1 łyżeczka sody
2 łyżeczki amoniaku
Cukier przepalić bez tłuszczu na patelni aż się cały rozpuści i zbrązowi , dodać gorącej wody
Margarynę roztopić. Jaja w całości zmiksować na pianę . Karmel dodać do margaryny . W misce wymieszać mąkę (nie całą) z korzeniami ,kakao i kawą . W odrobinie ciepłej wody rozpuścić amoniak i sodę . Ostudzić karmel i tłuszcz - nie do zimnego. Dodać do ostudzonego ubite jajo, rozpuszczoną sodę i mąkę. Dobrze urobić ,dodawać mąkę tak długo aż ciasto przestanie się kleić. Piec w temp. 180 stopni z nawiewem i grzałką góra, dół przez 5 minut.
Smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każde słowo :)